„O Orle Pióro” – sukcesy naszych uczniów

20 listopada nastąpiło rozstrzygnięcie konkursu literackiego „O Orle Pióro”, organizowanego przez Szkołę Podstawową nr 6 w Ostrołęce. Nasi uczniowie co roku chętnie biorą udział w tym konkursie. Również i teraz nie zawiedli. Napisali piękne prace i otrzymali nagrody.

Oto nasi laureaci:

Wiktoria Olszewska, kl. VI c – II miejsce

Ignacy Brodowski, kl. VII b – II miejsce

Róża Grabowska, kl. VIII b – II miejsce

Róża, jako jedyna z wszystkich uczestników konkursu, otrzymała nagrodę specjalną, którą ufundowało Studio Wysmułek.

Gratulujemy sukcesu:)

 

Zachęcamy do przeczytania pracy Róży Grabowskiej.

Świat mojej prababci

Pewnego słonecznego dnia wraz z rodzicami wybraliśmy się do domu mojej prababci, która zmarła kilka lat temu. Jej mała chatka znajdowała się w lesie, z dala od hałaśliwego miasta. Prababcia mieszkała na uboczu, przez ostatnie lata swojego życia nie widywała ludzi, oprócz mojej babci, która ją często odwiedzała.

Wjeżdżając w gęstwinę drzew oraz zagłębiając się w martwą ciszę ogromnej, starej puszczy, ze zdenerwowaniem przełknęłam ślinę. Patrząc na pogodne twarze rodziców, nieco się uspokoiłam. Jednak kiedy ujrzałam dom, w którym mieszkała prababcia, włosy stanęły mi dęba – podwórze było do pasa zarośnięte pokrzywami i innymi chwastami. Dróżka, która prowadziła do drzwi frontowych, była doszczętnie zniszczona, a z jej szczelin co rusz wychodziły duże, błyszczące chrząszcze.

W domu było jeszcze gorzej! Przy samym wejściu leżała martwa mysz, a po wyblakłej, popękanej podłodze biegały owady, których przez ciemność panującą w domu nie potrafię opisać. Wychodząc z korytarza do kolejnego pomieszczenia, zamknęłam za sobą drzwi. Stałam przez moment bez ruchu, nasłuchując, czy tu także będą buszować dzikie zwierzęta. Zdziwiłam się, panowała głucha cisza. Dostrzegłam, iż nie latają tu żadne insekty. Zapaliłam świecę.

Ujrzałam wielki, przedwojenny dywan o przerażającym wyglądzie. Ku mojemu zdziwieniu pokój, choć pokryty grubą warstwą kurzu, był uporządkowany. Każda książka leżała na wyznaczonym miejscu, porcelanowe filiżanki stały na ręcznie haftowanym, zszarzałym obrusie, zaś stare krzesło, mocno pogryzione przez korniki, stało lekko wsunięte pod dębowy stół.

Kuchnia, połączona z salonem, składała się z pieca kaflowego, na którym stał zardzewiały garnek, potłuczony w kilku miejscach. Obok znajdowało się wiadro z poszarpaną ściereczką, wiszącą na jego krawędzi. W wielkiej misce z mętną wodą leżał szklany kubek z wypłowiałym napisem „Kocham”, który prababcia dostała na Dzień Matki od mojej babci. Na drewnianym wieszaku wisiały łyżki oraz chochla do nakładania zupy. Zaciekawiona starodawnym wystrojem chciałam podejść bliżej, jednakże potknęłam się i upadłam twarzą na drewniane klepki, którymi była wyłożona podłoga w salonie. Podnosząc się, zauważyłam metalowy skobel. Gdy wstałam, zobaczyłam tajemnicze drzwi prowadzące do piwnicy. Wraz z rodzicami zeszłam na dół. Na podłodze były ogromne kłęby kurzu, sięgające nawet do kostek. Tu i ówdzie stały pudła, słoiki i wiele innych rzeczy. Na jednej ze skrzyń leżała pożółkła książka. Wziąwszy ją do rąk, dostrzegłam napis „Pamiętnik”. Wiem, że cudzych dzienników nie powinno się czytać, lecz zaciekawiła mnie myśl, że będą tam opisane dawne dzieje. Z wypiekami na twarzy zaczęłam czytać.

Kiedy byłam bardzo mała dziewczynką, mama piekła mi zawsze na zardzewiałym palenisku kartofle z solą, które uwielbiałam. Mieszkałyśmy we dwie, ponieważ mój tata zmarł, kiedy się urodziłam. Zamieszkiwałyśmy starą, drewniana chatę, stojącą z dala od ludzi i miałyśmy małe poletko do uprawy warzyw oraz kilka zwierząt hodowlanych. Gdy dorastałam, mama zaczęła chorować. Nikt nie wiedział, co jej dolegało. Na mnie spadło zajmowanie się domem i wykonywanie wszystkich innych prac. Po kilku latach stan mamy się pogorszył i przestała wychodzić z domu, a na mnie spadły wszystkie obowiązki. Gdy skończyłam osiemnaście lat, zostałam sama bez bliskiej mi osoby. Długo przeżywałam śmierć matki, jednak musiałam wziąć się w garść i szukać pracy. Pewnego letniego poranka pojechałam wiekowym i zardzewiałym rowerem do wsi oddalonej o kilkanaście kilometrów od mojego domu. Weszłam do jedynego sklepu w okolicy i spytałam, czy będę mogła tu pracować, nawet za najniższe wynagrodzenie. Właścicielem przedsiębiorstwa był Żyd w podeszłym wieku, który mi odmówił. Kiedy miałam odejść i szukać innego miejsca, przyszła Żydówka Dina, będąca jego córka. Wstawiła się za mną i dzięki temu dostałam wymarzoną posadę.

Od tamtej pory zostałyśmy przyjaciółkami, byłyśmy nierozłączne. Rok później wybuchła II wojna światowa. Dina zginęła w obozie koncentracyjnym w wieku dwudziestu lat. Nie mogłam pogodzić się ze śmiercią mojej współtowarzyszki, która była moja bratnią duszą przez ostatnie pięć lat. Chodziłyśmy razem na ogniska, gdzie śpiewałyśmy i jadłyśmy pieczone ziemniaki, pracowałyśmy wspólnie. I w jednej chwili się to skończyło.

Nadeszła okropna wojna i każdy był dla każdego wrogiem.

W wieku 25 lat poślubiłam Józefa. Mieliśmy sześcioro dzieci. Mój mąż był kolejną osobą, oprócz Diny, która mnie rozumiała. Przeżyliśmy ze sobą wiele wspólnych lat. Kiedy dobiegłam siedemdziesiątki, Józef niespodziewanie zmarł. Był to dla mnie ogromny szok. Całe szczęście, otuchą w moim bólu było pięć córek i jeden syn .Wszyscy kochali mnie ponad życie. Do dziś nie wiem, jak mam im dziękować, że pocieszali mnie w smutku i żalu, że kochali mnie. To dzięki nim dożyłam tak sędziwego wieku. Za miesiąc będę obchodzić  dziewięćdziesiąte urodziny i bardzo się z tego cieszę. 

Mam nadzieję, że któreś z moich dzieci przeczyta ten pamiętnik i dowie się , jak żyło się za dawnych czasów.

Janina

12.10.2009 r.

Gdy dałam babci pamiętnik, aby go przeczytała, zapłakała szczerze. Nie zdawała sobie sprawy, że jej mama miała takie ciężkie życie…

Oczywiście nasza rodzina nie potraktowała tego dziennika jako coś bezużytecznego, przeciwnie, schowała go do szklanej gabloty w domu .

Czytając pamiętnik prababci, wyobrażałam sobie to, co było tam napisane – jak jadła kartofle z solą, jak nieraz głodowała, jak opiekowała się schorowaną matką, szukała pracy i poznała Dinę… Jak oglądała bomby spadające z hukiem na ziemię, jak wyszła za mąż i założyła rodzinę, jak robiła się starsza z roku na rok. Miałam wrażenie, że to, co przeżyła prababcia, ja przeżywam razem z nią. Czułam jej dotyk i powolne bicie jej serca. To niesamowite, że chociaż zmarła już tyle lat temu, ja widziałam ją, jej duszę…

Emocje, które targały mną podczas czytania tego pamiętnika, rozdarły moje serce.

Słowa tworzą światy. Teraz rozumiem znaczenie tego pięknego zdania. Myślę, że słowa mogą też wskrzeszać światy, budzić ze snu tych, co odeszli, sprawiać, że ich historię będą żyły w nas. Pamiętnik prababci otworzył jej świat, jej życie przede mną. Dzięki niemu poznałyśmy się.